Być może, w poufnych rozmowach nauk swych Putinowi udzielił, jednak to ten ostatni zakpił dotkliwie ze swego "przyjaciela" na oczach całego świata, podczas konferencji prasowej. W perfekcyjnym przedstawieniu wzięli udział "niezależni" dziennikarze rosyjscy, strategicznie rozmieszczeni po sali. Przypuścili oni szturm na amerykańskiego prezydenta, dowodząc, że to właśnie w USA, a nie w Rosji, nie są przestrzegane demokratyczne normy. Prezydent Putin "bronić" musiał Busha. Tak to po raz kolejny zachodnia dyplomacja przegrała z rosyjskim cwaniactwem.