Wyruszyli z Krakowa i maszerowali na północ, chcąc dotrzeć do stolicy, jakby wypełniając wezwanie, które w Weselu Stanisław Wyspiański włożył w usta Wernyhory:
Leć kto pierwszy do Warszawy
z chorągwią i hufcem sprawy.
Wśród żołnierskich pieśni i piosenek, które wtedy się pojawiły, znalazła się także śpiewana na melodię Przybyli ułani pod okienko, ze słowami nieco zmienionymi w stosunku do oryginału z czasów Powstania Listopadowego. Żołnierze 1. pułku ułanów Legionów, dowodzonego przez Władysława Belinę-Prażmowskiego na okrzyk panienki: O Jezu, a cóż to za wojacy?, odpowiadali: Nie bój się, otwieraj, Beliniacy. I dodawali, że Warszawę odwiedzić byśmy radzi. W dalszych zwrotkach śpiewali, jakie to miasta jeszcze zamierzają odwiedzić: Wilno, Gdańsk, Poznań...
Ale na odwiedzenie stolicy (jak zresztą innych miast) musieli długo czekać. Legiony doszły do Kielc, lecz plany sztabów austriackiego i niemieckiego nie przewidywały frontalnego ataku na Warszawę. Ludność zaś Królestwa Polskiego zimno przyjęła legionistów, zatrzaskując przed nimi drzwi i okiennice, wojska rosyjskie uznając za "swoje". Cezary Jellenta, zakochany w Warszawie, w swoich wspomnieniach Wielki zmierzch biadał na reakcję miasta wobec wiadomości o Legionach: Takie ponęty! Polska komenda, własne wyekwipowanie i tysiąc innych wdzięków ? a Warszawa szemrać gotowa? Nie do pojęcia, nie do wiary! A w zapiskach z 9-10 grudnia 1914 r.: Przecież ci ludzie od czterech miesięcy harcują dokoła Warszawy, a dostać się nie mogą. Byli już w Lubelskiem, w Kieleckiem, w Piotrkowskiem, w Radomskiem, w Warszawskiem, a pewnie w Kaliskiem i Płockiem, w stu miastach czekali na znak, żeby się uszykować w pochód tryumfalny do Warszawy ? daremnie. Bywali od niej o dwie mile, może z sercem zamierającym czekając wyniku walki ? i nie weszli. I wyklinał miasto, a właściwie jego mieszkańców, że złorzeczą legionistom, wiwatują natomiast na widok wojsk rosyjskich. Powoli zaczynamy myśleć i czuć po rosyjsku. Surowo więc charakteryzował stolicę: Podobnie jak sonda wypłukuje żołądek, tak Warszawa wypłukuje mózgi. robi się w nich miła, serdeczna pustka, prawie że taka sama jak w kieszeni. Co prawda w Warszawie stało nadal wojsko rosyjskie, operujący zaś na tym odcinku Niemcy nie decydowali się na bezpośredni atak na Warszawę, chcąc z niej raczej "wycisnąć" nieprzyjaciela.
Ale 4 sierpnia 1915 r. Władysław Orkan (ten sam, od powieści i opowiadań podhalańskich, bo przecież Góral) we wspomnieniach Drogą czwartaków (służył w 4. pułku piechoty Legionów wchodzącym w skład III Brygady) zapisał: Gdy wjeżdżam do Wólki Krasienińskiej, gdzie stała Komenda Legionów, zaraz na wstępie wita mię ruch niezwyczajny. Orkiestra gra ? ludzie się kupią przed kwaterą sztabu, na chatach chorągiewki biało-czerwone. Nastrój święta. ? Cóż to za uroczystość? ? pytam znajomego oficera sztabu. ? Jak to? Nie wiesz?... Warszawa wzięta!
Latem 1915 r. pod wpływem położenia na froncie i groźby otoczenia, Rosjanie wycofali się z Warszawy. Lecz wkroczyły do niej wojska niemieckie. Legionom nie pozwolono wejść do Warszawy nawet symbolicznie. Gdy nieco później przybył Józef Piłsudski, a ludność urządziła pod jego oknami manifestację, Niemcy polecili mu natychmiast opuścić stolicę. Zmienił się wtedy (dopiero) stosunek warszawiaków do Legionów. To już byli "nasi chłopcy", niecierpliwie wyczekiwani. Wreszcie 1 grudnia 1916 r. Legiony znalazły się w Warszawie, lecz tylko II Brygada, a i to nie w całości. Niemcy, świadomi konfliktu między Piłsudskim, nominalnym dowódcą I Brygady, a dowództwem II Brygady, dopuścili do miasta tylko oddziały tej drugiej, starając się w ten sposób zminimalizować znaczenie i popularność Piłsudskiego. Defilada była też symboliczna. Uczestniczył w niej Julian Kulski, wówczas oficer 3. pułku piechoty Legionów (w skład I Brygady wchodziły 1. i 5 pułk Legionów, w skład II Brygady 2. i 3. pułk, w skład III Brygady, ideowo zbliżonej do Pierwszej, 4. i 6. pułk). W swojej książce Z minionych lat życia 1892-1945 Kulski pisał: Pod koniec uroczystości nie czułem prawej ręki, wymęczonej od długotrwałego defiladowego trzymania szabli oficerskiej na ramieniu. Pułk dostał dach nad głową w koszarach u zbiegu Alei Jerozolimskich i Solca. (...) Pobyt pułku w Warszawie był stosunkowo krótki. Chodziło o to, by nie stwarzać ludności miasta okazji do manifestacji patriotycznych.
Dopiero 11 listopada 1918 roku... Rozbrajanie Niemców i niepodległość. Franciszek Skibiński w Ułańskiej młodości 1917-1939 tak zapamiętał ów dzień: Szliśmy [jechali konno, lecz powoli, noga za nogą ? MAK] cały czas wśród zwartych szpalerów warszawiaków, a po bokach plutonu i za nim biegły całe stada chłopców, rozgorączkowanych i wrzeszczących wniebogłosy. (...) Nam się wydawało, że większość tłumu stanowiły śliczne warszawianki, posyłające od ust całusy i obrzucające kwiatami nas i nasze konie. (...) Płakali zresztą bezwstydnie nawet starsi panowie.