Niedawno w swoim internetowym dzienniku wrocławski eurodeputowany Samoobrony, Ryszard Czarnecki zamieścił zasłyszany w samolocie wierszyk autorstwa innego eurodeputowanego (członka PSL-"Piast"), Janusza Wojciechowskiego. Wierszyk ten - pisany na melodię (a jakże, ludową!) "Pije Kuba do Jakuba" - pozwolę sobie zacytować: Idę sobie przez podwórze, mijam sklep i pralnię. Ogłoszenie widzę duże: PSL - normalnie. I myśl taka prosta mi do głowy wali, że kto, k***a jest normalny, ten się tym nie chwali. Dalej pan Czarnecki przytoczył zwrotkę drugą, w której padało słowo na "ch". Pan Wojciechowski (w swoim dzienniku internetowym) oskarżył pana Czarneckiego o to, że ten zwrotkę drugą napisał sam i że on, Janusz Wojciechowski, nigdy by nie użył słowa na "ch". Autorstwo refrenu nie podlega jednak wątpliwości - szczyci się nim sam Wojciechowski.
Skoro mamy demokrację, to nic dziwnego, że w parlamentach pojawia się demos. Grecki "demos" zaś to łaciński "vulgus". I jak tu się dziwić, że pojęcie języka nieparlamentarnego dewaluuje się w zastraszającym tempie? Już marszałek Józef Piłsudski pokazywał wielokrotnie, że ma coś niecoś z vulgusem wspólnego. Marszałek Józef Zych zaliczył kilka lat temu wpadkę, kiedy? rugając któregoś z kolegów ? nie zauważył, że ma włączony mikrofon. Nagrania rozmów Adama Michnika z Lwem Rywinem obnażyły język polskich "elyt" całkowicie. Stanął on przed narodem nagi i obsceniczny. Kiedyś vulgus zapatrzony w salony starał się ? oto zdrowy snobizm! ? mówić podobnym jak owe salony językiem. Dzisiaj salony mówią jak mówią, a i sztuka, miast inspirować język ludzi, inspiruje się nim.
Bo choć wulgarnie pisywano od zawsze ? Kochanowski, Morsztyn czy Fredro tworzyli niezapomniane "wulgaryki" ? dopiero od niedawna tak powszechnie wydaje się tego typu dzieła (w dodatku przyznając im rozmaite nagrody), a co gorsza ? bo książki to pół biedy, któż dzisiaj czyta książki! ? emituje takież filmy. Tracą zresztą na tym wspomniani poeci, których dziełka ? niegdyś czytane pokątnie z wypiekami na twarzy ? stają się zbyt pruderyjne, by budzić zachwyty młodzieży. Co innego, jak się jakiś smaczek pojawi w lekturze obowiązkowej. Sądzę, że niemało jest osób, które z całego "Pana Tadeusza" zapamiętały tylko wiszące u pasa kutasy, a z "Zemsty" cytat z Wacława: fiut z wiatrówki; już nawet bez dodania, że Papkin leży.
Pomału okazuje się, że klną wszyscy, tyle tylko że niektórzy trochę ostrzej. Język powszechny chamieje w tempie zastraszającym; przykład idzie z dołu na górę, a potem z powrotem. Lektura PWN-owskiego słownika wulgaryzmów wprawia człowieka w przygnębienie (i nie chodzi już nawet o bluźniercze zapędy autorów, którzy umieścili w tym wydawnictwie hasła takie jak "Jezus" i "Chrystus"). Rozmaitych słów, wyrażeń i związków frazeologicznych jest strasznie dużo ? i ciągle przybywa. Dość powiedzieć, że hasło "d**a" liczy sobie przeszło setkę podhaseł! I cała ta setka z hakiem otacza nas ze wszystkich stron, ledwo wybierzemy się, najlepiej wieczorem, na śródmiejską przechadzkę.
(?)
Piotr Tadeusz Waszkiewicz