Nie polemizuję z generalną tezą, według której traktat wersalski skrzywdził Niemcy. Poruszanym aspektem był jednak wyłącznie problem ich wschodnich granic. Stąd wstrząsem są dla mnie wyrażone w tekście opinie. Czy przyłączenie do odbudowującego się państwa polskiego Wielkopolski i części Pomorza można nazywać "jawną niesprawiedliwością i nieprzyzwoitością"? Przecież był to niezbywalny element restytucji polskiego istnienia po stuleciu niewoli! Do Rzeczypospolitej wracały ziemie zagrabione przez Prusy w pierwszym, drugim i trzecim rozbiorze. I to nie wszystkie, gdyż w granicach Niemiec pozostała np. Warmia. Poza okresem, w którym państwo polskie nie istniało ? Wielkopolska zawsze stanowiła część Polski. W zasadzie nie inaczej jest i z Pomorzem Gdańskim, chyba że traktować krzyżacką zdradę i eksterminację ludności zaczętą w 1308 r. jako "akt nabycia historycznych praw". Czy odzyskiwanie tego, co zostało zagrabione i wyeksploatowane w sposób najpodlejszy, można określać jako "zapomnienie wszelkich możliwych zasad ze zdrowym rozsądkiem i przyzwoitością na czele"? W takim razie czy istnieją słowa na wyrażenie tych zbrodni, jakie nie jednorazowym aktem wyzwolenia, ale konsekwentnym działaniem w celu wyniszczenia ? czyniły Prusy i Rzesza Niemiecka? Jedyną prowincją przyłączoną do Polski po I wojnie światowej, która nie leżała w granicach przedrozbiorowych ? był fragment Górnego Śląska, o którego losie zdecydowało wygrane powstanie z 1921 roku. Istotnie ? ten, zamieszkany w większości przez Polaków region, Królestwo Pruskie zagarnęło prawie pół wieku wcześniej, niż Wielkopolskę i to nie nam, lecz monarchii Marii Teresy. Będę jednak obstawał "za Korfantym i jego chłopcami" ? to Polacy tam byli najliczniejsi i to do Polski w tysiącletnich dziejach Śląsk należał najdłużej. Podkreślam z całą mocą ? wszystko to to nie była żadna niesprawiedliwość, nieprzyzwoitość ani brak zasad. To był właśnie powrót sprawiedliwości, przyzwoitości, elementarnych zasad i jeszcze jednego, o czym autor "Obrońców" zapomina ? naszej ojczyzny na mapę Europy.
Drugi wątek wypowiedzi Bartosza Rutkowskiego dotyczy tych, którzy w czasie II wojny światowej zaciągnęli się do formacji walczących u boku Hitlera. Nie kwestionuję ich intencji, aczkolwiek były one z rodzaju tych, którymi brukuje się piekło. Argument, że przeciw sowieckiej Rosji ruszyło nawet dwunastu Anglików, nie bardzo może zmienić ogólny obraz zagadnienia. Nawet z naszego Drugiego Korpusu, i to krótko przed bitwą o Monte Cassino, bodaj dwóch żołnierzy przeszło na stronę Niemców. Jak wiadomo ? hitlerowskie polskojęzyczne radio "Wanda" głosiło wtedy, że powstaje polski legion walczący z Sowietami. Cóż ? naiwni i ignoranci znajdą się wszędzie. Możemy być dumni z tego, że u nas, przynajmniej wtedy, było ich wyjątkowo mało.
Nie neguję, że znaczną częścią tych, którzy poszli na wojnę w sojuszu z Hitlerem ? kierowała dobra wola. Uważam jednak, że jeśli mamy do czynienia z dwoma satrapiami, z których każda ma na sumieniu dziesiątki milionów wymordowanych ? nie mają większego sensu rozważania, który z ludobójczych systemów był "lepszy" czy zachował większy zakres śladowych "ludzkich cech". Leon Degrelle, wzywając do obrony Europy w szeregach formacji walczących u boku Hitlera, udowodnił, że był przede wszystkim tragicznym ignorantem. Obrona śródziemnomorskich wartości w takim towarzystwie to jak niesienie cywilizacyjnej misji na średniowiecznej Rusi do spółki z Dżingiz?Chanem. To prawda, że hitlerowskie Niemcy wyrastały z kultury europejskiej ? ale wyłącznie jako potworny nowotwór. Nie jako nowy, wadliwy konar śródziemnomorza, lecz jako odrażający wrzód. Liczba ochotników, którzy poszli walczyć w obronie "florenckiego Duomo, Europy Kartezjusza i Erazma" w szeregach formacji Hitlera ? jest tylko dowodem na to, jaką skalę miała niewiedza o planie, w którego urzeczywistnianiu wzięli udział. I jak masowe i tragiczne bywają takiej niewiedzy skutki.
Rzecz jasna ? całkowicie innej analizy wymagają losy małych narodów ? najpierw wyniszczanych przez Sowiety, a potem wepchniętych w tryby hitlerowskiej agresji. Tak samo zrozumieć można tych, którzy ledwie uchodząc z życiem z hekatomby zorganizowanej przez Stalina ? nawet z nadciągającą, tym razem niemiecką zagładą, wiązali jakieś nadzieje. To nad ich wyjątkowo tragicznym losem pochylał się Józef Mackiewicz.
Całkowicie podzielam pogląd Bartosza Rutkowskiego, że losu ponad miliona Europejczyków, wraz z Niemcami walczących przeciw Sowietom, nie wolno pokrywać niepamięcią. Zawsze uważałem, że z własnych i cudzych błędów ? należy czerpać wnioski. Szczególnie, gdy koszty tej nauki były tak tragicznie wysokie.