Kiedy 12 kwietnia 1861 r. rozpoczęła się kanonada wojsk Północy na konfederacyjną twierdzę Fort Sumter w Południowej Karolinie, wydarzenie uchodzące za początek krwawej wojny secesyjnej (1861-1865), na terenie całych Stanów Zjednoczonych, jak zgodnie podają historycy, znajdowało się zaledwie 30.000 Polaków. Około pięciu tysięcy z nich przywdziało granatowe uniformy Unii (w tym jednak aż 166 walczyło ze stopniem oficerskim!), wojsk usiłujących zachować jedność tego kraju, niespełna tysiąc walczyło po przeciwnej stronie, czyli konfederatów, zresztą głównie dlatego, że los rzucił ich do stanów południowych - i nie mieli już wyboru. W dramatycznym konflikcie, który wstrząsnął podstawami wciąż bardzo młodego państwa za Oceanem, w obliczu trzech i pół miliona obywateli zaangażowanych militarnie w trwającą cztery lata wojnę, rola naszych rodaków wydać się może zaledwie symboliczna, a przecież godna jest przypomnienia. I to co najmniej z kilku przyczyn.