Stan wojenny. 25 lat temu brutalnie przerwał sen Polaków o wolności. Na długo cofnął czas, przywrócił rządy prymitywnej przemocy: sekretarzy, komisarzy, ubeków i tajnych donosicieli...
Więzienia zapełniły się tysiącami niewinnych ludzi, tysiące bito, poddawano upokorzeniom, niektórych mordowano. Kłamstwo zostało podniesione do rangi cnoty, zdrada nazwana patriotyzmem, a strach stał się narzędziem władzy.
Ci sami, którzy w grudniową noc przerwali odradzanie się kraju, parę lat później okazali się śmiałymi twórcami porozumienia narodowego, szczerymi patriotami, ludźmi honoru... W imię czego zatem nękano cały naród, a najlepszym z Polaków zadano tyle cierpień? Dlaczego socjalizmu broniono jak niepodległości, by wkrótce potem beztrosko z niego zrezygnować? Po co wysyłano czołgi na ulice, zabijano górników na Śląsku, mordowano Grzegorza Przemyka, Piotra Majchrzaka, Kazimierza Michalczyka, Andrzeja Trajkowskiego, Bogdana Włosika, księży Popiełuszkę, Niedzielaka, Suchowolca, Zycha i wielu innych? Wydaje się to absurdem, potwornym bezsensem.
Rzecz w tym, że suwerenność decyzji władz PRL i patriotyczne motywacje, którymi rzekomo kierowali się komuniści, zarówno, gdy w 1981 r. wprowadzali stan wojenny, jak i osiem lat później, gdy "oddawali władzę", to zupełna fikcja. W obu wypadkach realizowali oni sowieckie zamówienie ? najpierw zdławienie "Solidarności" rękami polskich zdrajców, potem pierestrojka w krajowym wydaniu. Zmieniły się sowieckie priorytety, zmieniło się w ślad za tym pojęcie "patriotyzmu" polskich komunistów. I to jest prawdziwy fundament III RP. Tak zresztą było w całej Europie środkowej. Od 1989 r. wszędzie wdrażano pierestrojkę. Opór stawił tylko krnąbrny Nicolae Ceausescu i on, jako jedyny, zapłacił najwyższą cenę. We wszystkich pozostałych krajach i sowieckich republikach komuniści nagle stawali się szczerymi demokratami.
Przygotowując polski "okrągły stół", obie strony (komuniści oraz przedstawiciele "konstruktywnej opozycji", jak obłudnie nazywano ich wspólników) postarały się o oczyszczenie pola poprzez marginalizację niepodległościowego skrzydła podziemia, reprezentowanego głównie przez "Solidarność Walczącą". Do dziś zresztą ta organizacja, najbardziej sprawna i oddająca wiele bezinteresownych przysług całemu podziemiu, jest niemal całkowicie "zamilczana".
Konsekwentnie antykomunistyczna i niepodległościowa "Solidarność Walcząca" była przez lata obiektem zmasowanych operacji Służby Bezpieczeństwa, wywiadu i kontrwywiadu PRL, a nawet KGB. Niezwykłe jest, że skuteczność tych wszystkich działań była w istocie nader mizerna. Ale jeszcze ciekawsze jest to, że SW prowadziła bardzo skuteczne własne działania wywiadowcze i kontrwywiadowcze. Ta pasjonująca gra jest obecnie całkowicie nieznana. Odsyłąm do niezwykle interesującego artykułu Piotra Serwadczaka.
Na koniec drobna uwaga: nominalnie stan wojenny trwał jedynie półtora roku, ale dla nas, ludzi podziemia, skończył się on w 1989 czy 1990 r. Zresztą nie tylko dla nas. Mamy dokumenty świadczące, że jeszcze w 1990 roku, a więc za "naszego" rządu, działacze "Solidarności Walczącej" byli nadal inwigilowani...
Romuald Lazarowicz