Jako pierwszy, może z racji wieku, przemawiał minister Władysław Bartoszewski. Czynił to z werwą, z właściwym sobie emocjonalnym zaangażowaniem. Czy z sensem? Zamiast odpowiedzi wprost powiedzmy tylko, że zebrał gromkie brawa szacownego audytorium. Bez wątpienia niektóre z jego wypowiedzi przejdą do annałów frazeologii politycznej polszczyzny. Tak więc odwołując się do swoich wczesno- młodzieńczych, jeszcze przedwojennych przemyśleń (choć dawał do zrozumienia, że chodzi o doświadczenia), oświadczył: prezydent nie jest od myślenia, prezydent jest od reprezentowania. W tym miejscu można było podziwiać kandydata, któremu na takie dictum nawet powieka nie drgnęła.
Minister Bartoszewski pochylił się także, że użyjemy modnego w kręgach parlamentarnych zwrotu, nad sytuacją polityczną kraju. Odmalowywał ją tonem niezwykle dramatycznym: jedna noga w PO, druga w PiS-ie, a co z miejscem gdzie łączą się nogi? I kto ma małe dzieci lub nieletnią młodzież w domu, lepiej niech nie docieka na głos, co budzi tak szczególną troskę ministra.
Ażeby nam lepiej przybliżyć (pogrążyć?) kandydata na prezydenta, minister Bartoszewski podjął wątek kombatancki. Wspominał, jak to w obozie internowania w 1982 roku młody wówczas absolwent historii Bronisław Komorowski inicjował rozmowy na temat konieczności przebudowy modelu nauczania historii w polskich szkołach. Wątek został potraktowany dość pobieżnie. Można się domyślać, że chodziło o krytykę nauczania historii obowiązującego w PRL, którego celem było w istocie zaszczepianie niechęci do przeszłości własnego kraju. Ale być może ? aż strach pomyśleć ? w tych rozmowach rysował się model nauczania, a w istocie likwidacji historii w szkołach, jaki dzisiaj realizuje partyjna koleżanka marszałka Komorowskiego, pani min. Katarzyna Hall! Za jego pełną aprobatą, bo o protestach ze strony marszałka nikt nie słyszał!
Jak już wspomniano wyżej, przemówienie zostało nagrodzone brawami. Tylko bezduszne oko kamery telewizyjnej wychwyciło, że w pewnych sekwencjach wystąpienia ministra nawet premier Tusk nie wiedział, gdzie podziać wzrok.
(...)