A jednak myślą, gdy dojdziesz tam kiedy,
Mimo lat przeszłych, z największej oddali
I z dna samego swych nieszczęść i biedy
Spojrzysz tam ? jeszcze cię ogniem przepali.
Uderzy siłą, co strąca kamienie
Z królewskich grobów i kruszy ich zbroję,
On zaświatowy ? aż wejdzie w sumienie
Sądzić twe własne słabości i swoje.
Bo oddał wszystko i podjął się dzieła
W pustych przestrzeniach i w czasach bez miary,
By z nich się ziemia świadoma ocknęła,
Ludy i wolność i sławne sztandary.
Bo oddał wszystko, nieczuły na szczęście,
Co można oddać ? i w płaszczu samotnych
Trwał ponad klęską i trwał nieugięcie,
Przyszłość widzący śród burz wielokrotnych.
I to wywyższa go wciąż, wyogromnia
I w naszych nocach wciąż brzmi jego głosem:
Polska bezsenność, wieczysta indomnia
Nad naszą nędzą, wielkością i losem.
I nikt nie ujdzie tej sile znad niego,
Choć na wezgłowiu położył się kruchem,
Człowiek umarły. Spójrz, duchy go strzegą,
By nas odmierzał i sądził swym duchem.