Według szacunków prof. W. Roszkowskiego ? wojny nie przeżyło 7,5 miliona obywateli Rzeczypospolitej (ponad 6 mln zabitych z rąk niemieckich i 1,5 mln ? sowieckich).Walka z Niemcami i terror hitlerowski przyniosły śmierć 22% populacji. Kolejne 4% zabitych to skutki agresji i okupacji radzieckiej. Statystyki wskazują, że w 1939 r. Polskę zamieszkiwało 35,1 mln, w 1946 roku ? tylko 23,9 mln. Liczba mieszkańców kraju spadła więc w ciągu siedmiu lat o11,2 mln, czyli o 31,4%. Niewiele krajów kiedykolwiek zaznało biologicznego wyniszczenia o takim zasięgu i w tak krótkim czasie. Podczas drugiej wojny światowej porównywalne morze krwi rozlano tylko na Białorusi i Ukrainie. Straty niemieckie wyniosły ok. 9%. Zestawiając przedwojenny i dzisiejszy potencjał ludnościowy Polski z innymi krajami Europy dowiemy się, że nastąpiło trwałe zmniejszenie naszej populacji w porównaniu z innymi. Nasze 35,1 mln mieszkańców z roku 1938 stanowiło 78% ludności Wielkiej Brytanii. Dziś liczba Polaków w porównaniu z Brytyjczykami to już tylko 66,1%. Analogicznie "zmniejszyliśmy się" w zestawieniu ze wszystkimi państwami Europy. W porównaniu z Francuzami było nas prawie 80%, jest ? 66,2%; nasza liczebność stanowiła 87,8% Włochów, dziś ? 67%. Niemcy (przed aneksją Austrii i Sudetów) liczyły 59,8 mln, czyli w porównaniu z nimi było nas 58,7%. Dzisiaj obywatele Polski to już tyko 47,4% obywateli RFN. Okrojenie Polski (choć 13 lat temu także jeden fakt pozytywny ? niepodległa Ukraina) wpłynęło na to, że przesunęliśmy się z szóstego na dziewiąte miejsce na liście największych obszarem krajów kontynentu. Straty wojenne spowodowały, że od międzywojnia nie zaliczamy się już ludnościowo do szóstki najliczniejszych w Europie, gdyż wyprzedza nas także Hiszpania.
Same liczby wskazują, że 60 lat temu nasz naród zbliżył się do punktu całkowitego unicestwienia. A przecież w tych liczbach nie zawierają się przede wszystkim ofiary "statystyczne i przypadkowe". Tak może było z narodem niemieckim, którego zabici byli żołnierzami z poboru albo mieszkańcami bombardowanych miast. U nas wróg miał przywilej wyboru. Między 1939 a 1945 rokiem zdołał pozbawić życia co czwartego ? piątego obywatela Rzeczpospolitej. I nie było przypadku w tym, że na celowniku najczęściej znajdował się najbardziej wartościowy z każdej takiej czwórki, czy piątki. W Katyniu ginęli przede wszystkim oficerowie rezerwy ? w cywilu będący kwiatem polskiej inteligencji. Nie jest chyba zrządzeniem losu to, że wymordowanie kilkunastu tysięcy najlepszych Polaków, jacy dostali się w ręce sowieckich siepaczy, zbiegło się w czasie z analogiczną akcją nazistowską pod kryptonimem AB. Zarówno hitlerowska, jak i radziecka eksterminacja wymierzone były w pierwszej kolejności w tych, którzy przewodzili i nadawali ton życiu narodu. To przede wszystkim ta najhojniej wyposażona w szlachetne przymioty, najbardziej utalentowana i twórcza część społeczeństwa ginęła w Powstaniu Warszawskim i innych walkach w obronie niepodległości.
"Generalplan Ost" i równoległe radzieckie działania wymazujące Polskę z mapy ? w części zostały zrealizowane. Z pięciu najsilniejszych ośrodków życia naukowego i kulturalnego, jakimi w okresie międzywojennym były Warszawa, Kraków, Lwów, Wilno i Poznań ? względną ciągłość zachowały co najwyżej dwa. Stolica niemal przestała istnieć, odtworzona została w ogromnej mierze przez siły zewnętrzne. Lwów i Wilno znalazły się poza granicami kraju, ich tradycje tylko w części wskrzeszono w nowych miejscach.
Wojny nie przeżyło około 30% polskiego ziemiaństwa, a odsetek zabitych przez okupantów osób z cenzusem uniwersyteckim ? jest jeszcze wyższy. Zginęło 28% nauczycieli i pracowników wyższych uczelni, 38% lekarzy i 58% prawników. Dodając do tego zbrodnie okresu powojennego oraz to, że ocalała część elit została pozbawiona majątków i w większości zepchnięta na margines ? uzyskujemy obraz społeczeństwa w znacznej mierze "zdekapitowanego". Warstwy przywódcze, środowiska nadające ton życiu społecznemu, kulturalnemu ? w wielkiej części przestały istnieć. Ich odbudowa to dzieło, które musi trwać pokolenia. A odtwarzane elity to już ludzie innego pochodzenia, kształceni i wychowywani w odmiennych realiach, często w innym świecie wartości. Dawna inteligencja wywodziła się głównie z ziemiaństwa. Ta okoliczność determinowała jej etos i osadzenie w tradycji, a zaplecze majątkowe ? gwarantowało duży stopień niezależności od jakiejkolwiek władzy. Inaczej rzecz się ma z tzw. nową inteligencją, która nie zawsze wywodzi się z środowisk pielęgnujących jakikolwiek etos, posady uzależniły ją od zwierzchnictwa państwowego (a raczej urzędniczego-partyjnego) i przynajmniej część jej przedstawicieli przyswoiła pogląd, że swój awans zawdzięcza wyłącznie "ludowej" władzy. Cel najeźdźców, polegający na likwidacji "głowy" narodu polskiego ? w ciągu kilku lat został osiągnięty w bardzo znacznym stopniu. Zaryzykuję pogląd, że pomimo wykształcenia od czasów wojny milionów Polaków ? prawdziwa, państwotwórcza elita została zrekonstruowana tylko w części.