To nie stanowi rewelacji - demokracja polega właśnie na tym, że ktoś wygrywa wybory, ktoś inny przegrywa. Zadziwiająca jest jednak reakcja środowisk zajmujących się na co dzień odmianą przez przypadki słów "demokracja" i "egalitaryzm". Masowa histeria: głosy oburzenia w prasie, wrzaskliwe protesty na ulicach, marsze i pochody, demolowanie sklepów, obrzucanie kamieniami policji... Wszystko w imię demokracji zagrożonej... wynikiem demokratycznych wyborów! Czyżby LePen dopuścił się fałszerstwa? Czy manipulował wyborami? Dosypywał głosy? Oszukiwał? Nasłał bojówkarzy na swych przeciwników? Nic z tych rzeczy: stanął do równej - zgodnej z wszystkimi standardami - walki wyborczej i odniósł sukces. I tyle. To jednak wystarczyło. Okazuje się, że najlepiej byłoby do francuskiej konstytucji dodać zapis, iż z demokratycznego systemu wyklucza się przedstawicieli Frontu Narodowego. Bo do demokracji nie dorośli. Wzięli ją na poważnie i potrafią zwyciężać. Za nic mają słuszne protesty poprawnych politycznie półgłówków...