Nadeszła wreszcie Wigilia Bożego Narodzenia, święto ? które ze wszystkich świąt roku ma najwięcej dla mnie powabu, i wdzięku.
Niewiem [pisownia oryginalna ? jot] czy to święto tak u nas wygląda jak w mieście ? oto tak z rana rodzice łamią się ze wszystkiemi opłatkiem, życząc wszystkim doczekania drugich świąt, wieczorem zaś na sianie wieczerza skromna, na której czasem ktoś obcy, a swoi wszyscy, wieczerza ? której najgłówniejszą przyprawą dobre serce i jakie podarki. Święta przepędziliśmy to sami, to z gośćmi, dosyć wesoło i przyjemnie, po świętach zaś znów życie powszednie, spokojne, i ciche jak to zwykle na wsi ? zapisał w swoim dzienniku w 1858 roku Antoni Drużycki ? brat mojego prapradziadka.
To niemal najkrótszy dzień w roku, w którym słońce ? symbol życia ? prawie w ogóle nie świeci. W wigilijny wieczór zamiera czas. Zebrani przy stole domownicy rozpoczynają wędrówkę poza zwykłe codzienne trwanie, wchodzą w czas święty, w czas prapoczątku, w ?ów czas?, w wieczność. A umożliwia im to gest łamania się opłatkiem, celebracja wspólnie spożywanego posiłku i powtórzenie opowieści, że w owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta... (Łk 2,1). Szloch Nowonarodzonego dochodzi gdzieś z bliska.
W Wigilię Bożego Narodzenia Kościół wspomina naszych Prarodziców, Adama i Ewę, od których zaczęło się nasze ziemskie bytowanie, w Wigilię też ? według ludowych wierzeń ? zwierzęta mówią ludzkim głosem, tak jak w raju, a chłopi idąc na pasterkę rozbudzają owocowe drzewka. Bo jest to wieczór, który staje się ?kołem zamachowym? na cały następny rok. To, co się zdarza w Wigilię Bożego Narodzenia, ma daleko idące konsekwencje na przyszłość (jeśli dzień wigilijny pogodny, będzie roczek urodny ? ludowe), toteż wiązały się z nim liczne wróżby o charakterze gospodarskim, rolniczym, matrymonialnym czy ogólnie dotyczące przyszłości. Rodzice zapowiadali dzieciom, żeby tego dnia wcześniej wstawały z łóżka, były grzeczne i posłuszne, bowiem jak postępują w Wigilię, tak będą czyniły już przez cały rok, a ilu potraw się nie zje na wieczerzy, tyle przyjemności w przyszłym roku ominie.
W ów wieczór, kiedy prapoczątek jawi się w ostrych kształtach, otrzymujemy odpowiedź na odwieczne pytania: kim jesteśmy, skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy. Symbolicznie oddaje to kilka drobnych rekwizytów wigilijnego stołu, jednym z nich jest pusty talerz. Puste nakrycie, o którym z góry wiadomo, że do końca wieczerzy nie pojawi się na nim ni jedno ziarnko grochu, ni ogon z karpia. Ale bez tego talerza ten uroczysty rodzinny obrzęd nie byłby pełny.
Najczęściej spotykana interpretacja powiada, że talerz ów czeka na niespodziewanego gościa (na młodych rodziców lada dzień spodziewających się swego pierwszego dziecka?...), któremu należy również umożliwić pełne uczestnictwo w święcie. Ale jest jeszcze inna: ten pusty talerz jest przeznaczony dla kogoś, kogo znamy, kogoś bliskiego, kogoś, kogo byśmy najchętniej w tym dniu ugościli, aby wspólnie zaśpiewać kolędy i życzyć sobie jak najlepiej. Ten talerz jest przygotowany dla naszych rodziców, dziadków, pradziadków, żon, mężów, braci, sióstr czy wujostwa, których już między nami nie ma. Wigilia przy pustym nakryciu łączy zatem w sobie obrzędy zaduszne, pamięci o tych, którzy wykroczyli już poza czas.
I jeszcze drugi ważny rekwizyt tego wieczoru ? sianko. Siano położone na obrusie lub pod nim rodzi skojarzenia z betlejemską stajenką, lecz sam zwyczaj jadania na sianie odwołuje się do pogańskich zaduszek, kiedy to na grobach zmarłych spożywano posiłek. Nakryty obrusem wigilijny stół upodobniał się do mogiły, siano zaś jest odpowiednikiem trawy na mogiłach. Również i stojący w kącie snop, bez którego jeszcze tak niedawno nie wyobrażano sobie świąt, symbolizował zmarłego.
Pamięć jest bardzo żywa przy wigilijnym stole. Od pierwszego do ostatniego dania toczą się rozmowy, snute są gawędy, opowiadany jest rodzinny mit, historie o rodzinnych herosach. Opowieści znane wszystkim biesiadnikom już na pamięć, ale właśnie tego dnia słuchane chętniej, więcej, tak samo oczekiwane jak kluski z makiem, kutia, pachnąca choinka i prezenty.
? Pamiętam, jak podczas naszej pierwszej wspólnej wigilii...
? Ależ, co ty mówisz! To było jeszcze w narzeczeństwie...
? A wujek się wtedy na mnie wkurzył...
? ?I nie dawajmy się?, tak zawsze kończyła życzenia babcia...
I tak było ?od zawsze?, co potwierdzają etnografowie: wieczerzę jedzono poważnie, w milczeniu, wspominając nieobecnych lub niedawno zmarłych. I żywy pozostał do dzisiaj też zwyczaj odwiedzania grobów bliskich, z którymi nie możemy już realnie zasiąść do wigilijnego stołu.
Samotny pusty talerz i trochę siana na obrusie i oto znowu jesteśmy wszyscy razem: i babcia ? ta od ?nie dawajmy się?, i dziadek, który nie doczekał za życia wnuków od swego pierworodnego (lecz miał za to ...jak z mosiądza, bo ułanem był z Grudziądza), i brat prapradziadka Antoni, który zginął w Powstaniu Styczniowym. I będziemy razem w ten praczasowy wieczór, kiedy się wszystko zaczęło ? Bóg zszedł do nas, na niskości, by nas zbawić. Po świętach zaś znów życie powszednie, spokojne, i ciche jak to zwykle...
Jarosław jot-Drużycki