Od 13 lipca do 9 października oglądaliśmy sto dzieł powstałych od XV do XIX w., wśród nich m.in. obrazy Velasqueza, El Greca, Tycjana, Veronese, Tintoretta, Zurbarána, Ribery i Goi. Polskim akcentem królewskiej kolekcji były portrety autorstwa Marcina Kobera, przedstawiające Władysława IV i Annę Marię Wazównę w dzieciństwie. Prócz nich w podziw wprawiały przepiękne ołtarze, rzeźby, meble, zbroje... Wystawa podzielona została chronologicznie na cztery obszerne części.
Problemy interpretacyjne pojawiły się, co nie jest zaskoczeniem, wraz z nadejściem dziewiętnastowiecznej rewolucji (część IV). Owszem, ?wtajemniczeni? mogli wyczytać między wierszami, że były jakieś, lecz bliżej nieokreślone, konflikty wewnętrzne, ale osoby mniej biegłe w zawiłych dziejach Królestw Hiszpańskich nie domyśliłyby się, że na przestrzeni ponad stu lat ludzie wierni rodzimej Tradycji i Świętej Wierze Katolickiej czterokrotnie chwytali za broń, aby przywrócić władzę prawowitym królom, czyli Karolowi V i jego potomkom.
Co gorsza, w ramach wystawy uzurpatorzy zaprezentowani zostali jako zwyczajni monarchowie, w odniesieniu do których wszelkie przywłaszczenia władzy i tronu zostały po prostu przemilczane. Gdyby sięgnąć po polskie analogie ? wyobraźmy sobie, że ktoś pisałby o polskiej kulturze w XIX wieku bez uwzględnienia powstań oraz Wielkiej Emigracji, a tylko napomknął, że Polacy dążyli do odzyskania niepodległości... Dziwne? Dziwne, ale w podobnym duchu skonstruowano ostatnią część prezentacji.
W efekcie zwiedzający mogli zachwycać się np. prywatnym ołtarzem ?Izabeli II? (zapewne bez świadomości, że ta księżniczka łączyła dewocję z rozwiązłością godną Mesaliny), a także dziecięcymi wizerunkami jej wnuka ?Alfonsa XIII?. Jak łatwo się już domyślić, w opisie tej postaci zabrakło istotnej informacji, że ?Alfons XIII? był, owszem, uzurpatorem w Hiszpaniach, lecz za to w latach 1936-1941 był prawowitym królem Francji i Nawarry jako Alfons I. Oczywiście, na emigracji w Rzymie, ale dla osób uwrażliwionych na działania cenzury takie przemilczenie wydaje się dość wymowne... A przecież takie paradoksy są najciekawsze dla tych, którzy wiedzą i widzą więcej, niż pozwala polityczna poprawność.
Mimo wszystkich krytycznych uwag, zwiedzenie tej wystawy było ogromną przyjemnością i cenną lekcją wrażliwości na Piękno.
Zdjęcia, które są ilustracja do artykułu, Czytelnicy znajdą w wersji drukowanej "Opcji na Prawo".