Do kogo adresuje pani swoją książkę?
Do młodych dziewczyn, którym próbuje się dziś powiedzieć, że ich wolność polega na tym, iż kiedy zajdą już w ciążę, to powinny mieć wybór: zabić czy nie. Bo ich brzuch to ich sprawa. Bohaterki mojej książki są dowodem na to, że nawet w najbardziej dramatycznych okolicznościach można i warto wybrać życie. Nie dlatego, że tak każe ksiądz. Ale dlatego, że tak podpowiada miłość. Silniejsza niż strach, bieda i ból rozstania. Żadna z moich bohaterek dzisiaj nie żałuje.
Z przykładów kobiet w ciąży opisanych w pani książce wynika, że są to bardzo różne osoby. Trudno powiedzieć, że są bardzo religijne, a przecież pomimo tego, że każda z nich znalazła się w sytuacji trudnej, żadna nie chciała aborcji. Feministki twierdzą, że to Kościół katolicki domaga się ustawy antyaborcyjnej. Jak pani to skomentuje?
Moje bohaterki pochodzą z różnych światów. Nie wszystkie to katoliczki. Niektóre biorą pigułki, inne pracowały na ulicy, jeszcze inne krytykują Kościół. Łączy je jedno. Wybrały życie. Mimo że niektóre z nich rozważały aborcję, inne ktoś do aborcji namawiał. Jeszcze inne nawet o aborcji nie pomyślały. Mówią, że aborcja jest złem. Że tak się po prostu nie robi. Że kiedy powiedziało się A i zaprosiło się dziecko do życia, trzeba powiedzieć B. Logika prostego człowieka, która często nie trafia do ludzi świetnie wykształconych.
(?)