Z powodu bliżej nieokreślonych kompleksów, wizytówką stolicy miało być muzeum sztuki nowoczesnej. Nie jakaś nowoczesna fabryka, choćby samochodów czy komputerów, sprawnie działająca lecznica onkologiczna, a choćby nawet zdekomunizowana i zlustrowana uczelnia wyższa bądź muzeum zbrodni komunistycznych, w którym można by eksponować autentycznych przestępców (aż dziw, że nie interesuje się nimi haski trybunał). Nie wiadomo też, dlaczego warszawska placówka miałaby być na miarę paryskiego Centrum Pompidou, londyńskiej Tate Modern, a nawet wiedeńskiej Dzielnicy Muzeów. Przecież już dokonania J. Rejkowskiej, z jej palmą na rondzie de Gaulle?a i sadzawką na placu Grzybowskim ? stały się symbolem nowoczesnego miasta.
Po co w trudzie uprawiać sztukę, skoro można pisać manifesty, organizować happeningi ? bełkocąc lewackim politructwem. I żyć na koszt podatników (budżet państwa) czy konsumentów (sponsoring). A zatem, lewaccy artyści-pasożyci wszystkich krajów ? łączcie się! Nic dziwnego, że artystów przybywa.
Tak jak bajanie, że Euro 2012 będzie przedsięwzięciem cywilizacyjnym, tak majaczenie, że wzniesienie muzeum sztuki nowoczesnej ucywilizuje śródmieście stolicy ? okazało się humbugiem propagandowym. Dopóki dominuje Pałac Kultury, nawet ciężki, ponury barak z podcieniami zaprojektowany przez Ch. Kereza, niczego nie zmieni. Jakoż miasto nie dogadało się z architektem, wzywając go do zapłaty 5,4 mln zł (zainkasował 9 mln). Artystyczne lewactwo nie może jednak przeboleć, że straciło okazję do propagowania swojej twórczości.
(?)