Ludzie z biura prokuratora generalnego i Ministerstwa Spraw Zagranicznych zaplanowali wszystko z wojskową precyzją. Kiedy 25 października 2003 roku o piątej rano prywatny samolot TU-154 wylądował, pilot nie zauważył dwóch minivanów z przyciemnionymi szybami oczekujących w mroku na końcu pasa startowego. Ostatecznie było to tylko międzylądowanie w celu uzupełnienia zapasów paliwa i o tej wczesnej porannej godzinie na lotnisku w Nowosybirsku, mieście położonym w głębi centralnej Syberii, znajdowało się niewielu ludzi. Jednak pilot nie zdążył zatrzymać silników, gdy samochody wykonały krótki lecz szybki zryw w stronę maszyny. Znajdujący się na pokładzie dowiedzieli się o tych, którzy przybyli w minivanach, dopiero w momencie wybuchu wyrywającego drzwi samolotu. Podczas gdy dym wypełniał wnętrze, ponad tuzin osób w wojskowych mundurach wtargnęło do środka, krzycząc do każdego: Ręce za głowę! Byli to funkcjonariusze FSB przybywający aresztować Chodorkowskiego. Wojna przeciwko oligarchom, którą Putin od dawna groził, rozpoczęła się ostrym szarpnięciem.
Kiedy Chodorkowskiego w kajdankach sprowadzili po schodkach samolotu (jego własna ochrona bezradnie ustąpiła wobec tempa przeprowadzenia tej operacji), zażądał on wyjaśnienia przyczyn aresztowania. Powiedziano mu, że jego przestępstwo polega na tym, że nie stawił się na pierwsze wezwanie jako świadek w procesie karnym. Chodorkowski pojął oczywiście, że to wybieg, choć nie mógł wtedy wiedzieć, jak drobiazgowe planowanie stało za tą operacją. Mimo że Putin zaprzeczał swojemu osobistemu udziałowi, Roman Cepow, były szef prywatnej służby ochrony, strzegącej niegdyś Anatolija Sobczaka, obecny przy aresztowaniu Chodorkowskiego, powiedział: To nie był Wołodia, to byliśmy my. Tę robotę należało wykonać dla niego (Cepow zmarł wkrótce w petersburskiej klinice w bardzo niejasnych okolicznościach).
Jednak rzecz nie była taka prosta. Chociaż ludzie Cepowa zostali wykonawcami planu, to ? zgodnie ze źródłami Chodorkowskiego, którego wywiad także dobrze pracował ? zielone światło dla operacji dał człowiek z najbliższego otoczenia Putina. Był nim Igor Sieczin, szara eminencja, zajmujący niegdyś kąt w Putinowskim gabinecie w Petersburgu i nagrodzony za swą lojalność stanowiskiem szefa Rosnieftu, państwowej spółki naftowej, która zdobyła później lwią część kapitałów należącego do Chodorkowskiego koncernu Jukos.
Prawie natychmiast wysłano Chodorkowskiego z powrotem do Moskwy, pod strażą, i umieszczono w ciemnym areszcie śledczym, znanym jako Marynarska Cisza, zamykając go w celi z pięcioma innymi osadzonymi. Znajdując się, w więzieniu tak blisko prezydenta, którego sprowokował, najbogatszy człowiek w kraju spożywał codziennie na śniadanie rzadką zupę rybną i herbatę, a na obiad talerz kaszy gryczanej z margaryną. Lecz najgorsze było dopiero przed nim.
(...)