Czym sobie na to zasłużyły?
Oto kilka przykładów. Duży, znany, światowy bank HSBC prał pieniądze mafii meksykańskiej, kolumbijskiej, i to nawet nie w postaci przelewów, były one dostarczane w walizkach. Barclays bank i prawie dwadzieścia innych banków z całego świata fałszowały podstawową stopę procentową LIBOR, skończyło się to wielką aferą, aresztowaniami i zmianą zasad ustalania tej stawki. Włoski Unicredit, który dzisiaj jest właścicielem PKO SA w Polsce, przyjmował bez żadnych skrupułów pieniądze Kaddafiego, pozwolił mu być wielkim udziałowcem itd. Mamy całą falę nadużyć związanych z bilansami, statystyką, z fałszowaniem danych, z oszukiwaniem klientów. Byli pracownicy Goldman Sachs mówią, że klientów nazywało się mupetami. Wiele z tych banków bez specjalnych oporów przygotowuje olbrzymie budżety na kary nakładane za przekręty. Niewątpliwie kryzys 2008 roku był wywołany przez działania i praktyki banków zagranicznych, amerykańskich, megabanków o światowym zasięgu, które sądziły, że są tak duże, iż nie mogą upaść. Potem się okazało, że jednak niektóre mogą zbankrutować, a inne, żeby przed tym uciec, muszą dostać zastrzyk finansowy.
Czyli słuszne są porównania bankierów z banksterami?
Megalomania tych prezesów, których zarobki idą w setki milionów dolarów, jest tak wielka, że prezes Goldman Sachs mówi o sobie: ?To my wykonujemy robotę Boga?. Na tym przykładzie widać, jak daleko elity finansowe oderwały się od rzeczywistości, od zwykłych społeczeństw. Jak bardzo są one dzisiaj powiązane z elitami władzy. Niestety, zauważamy też, jak słabe lub skorumpowane są elity polityczne, które nie potrafią skutecznie przeciwdziałać tym praktykom. Niewielkie próby wprowadzania większej regulacji, podziału banków, skutecznego nadzoru, spełzły na niczym. Było dużo zapowiedzi, ale niewiele zrobiono i jedyną metodą, którą zastosowano, było dopompowanie pieniędzy do banków komercyjnych w Europie. To jest kwota w granicach dwóch bilionów euro, a w USA ponad dwóch bilionów dolarów. To pokazuje, że politycy wolą ratować banki niż gospodarki realne, niż społeczeństwa.
Czy zauważa pan zasadnicze różnice w sektorze europejskim i amerykańskim?
Być może jest jakaś różnica w relacjach z własnym rządem i z większym zaangażowaniem w gospodarkę poszczególnych państw w strefie euro i w UE niż w USA. W Stanach Zjednoczonych pomoc była skierowana do różnych koncernów, m.in. samochodowego. Europa jest w trudniejszej sytuacji niż Ameryka dlatego, że wali się model gospodarczy turbo-kapitalizmu, powstałego na ?długu i cegle?. Wzrost gospodarczy oparty był na pożyczaniu pieniędzy na niski procent (strefa euro dawała możliwość pożyczania Hiszpanom, Portugalczykom, Grekom na niewysoki procent) i na budowaniu infrastruktury, czyli autostrad i mieszkań. I dzisiaj mamy fantastyczne autostrady w Hiszpanii, tylko że mieszkańców nie stać, żeby po nich jeździć, gdyż co drugi jest bezrobotny. Model wpływu banków europejskich na zadłużone kraje południa polega na tym, że tacy Grecy pożyczali tanio pieniądze z banków europejskich po to, żeby kupować mercedesy z Niemiec i łodzie podwodne z Francji. Ale jak już zaczęło brakować kasy, to banki zażądały zwrotu i okazało się nagle, że Grecja jest bankrutem, na którego należy wyłożyć na razie 240 miliardów euro (teraz już pewnie i 280 miliardów) i nie widać tam żadnych oznak poprawy, wprost przeciwnie, jest coraz gorzej.
To tylko przedłużanie agonii...
Właśnie. Jest to spowodowane tym, że te pieniądze nie trafiają do zwykłych Greków, one przelatują przez ten kraj i wracają do banków zachodnioeuropejskich. One są głównym zmartwieniem rządzących, zastanawiających się, jak nie dopuścić do ich bankructwa. Mamy całą serię nacjonalizacji banków w Europie, nawet w Wielkiej Brytanii, co jeszcze niedawno byłoby nie do pomyślenia.
(...)