Dla kogoś, kto z dystansu obserwował reakcję polskiej sceny politycznej na tzw. problem ukraiński, jasne jest, że Polska to kraj, który precyzyjnie realizuje przeciwieństwo reguły Temple?a. Polscy politycy z zasady nie kierują się interesem kraju i obywateli, przedkładając nad to geopolityczne sympatie i antypatie oraz utopijne idee. Stosunek do Rosji jest wciąż wyłącznie emocjonalny: tzw. prawica jej nienawidzi, bo dla niej Rosja to na wieki wieków uosobienie biblijnego zła, lewica zaś ją kocha z uwagi na sentyment do ZSRR. Nikt jednak nie zastanowi się nad tym, jak w kontekście awantury na Ukrainie i obrony interesów ? np. ekonomicznych ? powinna wyglądać realna polska polityka wschodnia. Polscy politycy, zanim zastanowią się, czy warto wybiegać przed szereg, już walczą o wolność Ukraińców, pomstują na satrapę Janukowycza, są pierwsi do wojny z Rosją, nawet gdyby miało to kosztować życie ich obywateli. Podobnie jak przed II wojną, robią wszystko, aby w imię idei zaprzepaścić nasze interesy. Dlatego nie może być i nie będzie polskiego Orbána. Nikt bowiem nie ma na tyle rozsądku i przebiegłości, aby umieć trzymać na dystans UE i Rosję, zarazem z każdym z tych partnerów robiąc interesy z korzyścią dla obywateli. Pod tym względem polska klasa polityczna cierpi nie tyle na impotencję, ile po prostu została wykastrowana z rozsądku. Na dodatek, o ile dotąd prawa strona miała tę przewagę nad lewą, że dysponowała zapleczem intelektualnym w postaci publicystów umiejących wznieść się ponad krótkowzroczną perspektywę doraźnej polityki, o tyle wydaje się, że te czasy już minęły. Wraz nastaniem ery ?niezależnych dziennikarzy? upadek polskiej prasy prawicowej nastąpił szybciej niż można było się spodziewać, a standardy ?Gazety Polskiej?, będącej już od dawna rodzajem negatywu ?Gazety Wyborczej?, upolitycznionego i bezlitośnie cenzorskiego, zaczęły być przyjmowane powszechnie. W tej sytuacji, kiedy politycy zamiast interesami kraju kierują się fobiami i utopiami, dziennikarze zaś zmieniają się w politruków, perspektywy dla Polski wyglądają fatalnie. Nie oszukujmy się: nie będzie tu powtórki z Węgier, a w trakcie wyborów do Parlamentu Europejskiego znów stajemy przed wyborem między dżumą a cholerą, między cwaniakami a idiotami. Co w takiej sytuacji robić ? na to pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć sam.