Współdziałanie
W momencie, gdy mama umieści dziecko w oknie życia, ruszają ściśle ustalone procedury. Przykładowo we Wrocławiu przy nadaniu malcowi tożsamości prawnej i przygotowaniu do adopcji współdziała jedenaście instytucji. Od sióstr boromeuszek, w których klasztorze znajduje się okno, po Wydział Zdrowia Urzędu Miejskiego, który skoordynował i od sześciu lat (tyle istnieje wrocławskie okno) wciąż usprawnia współpracę.
– Na początku pojawiały się trudności choćby z wypisaniem dziecku recepty – ponieważ nie miało numeru PESEL – mówi s. Dorota Baron, współodpowiadzialna za opiekę nad oknem życia we Wrocławiu. – Krok po kroku rozwiązywaliśmy problemy. Poradziłyśmy sobie także z gimnazjalistami, którzy „dla żartu” otwierali okno, uruchamiając alarm. Zaczęłyśmy zapraszać pobliskie szkoły na lekcje pokazowe – i liczba fałszywych alarmów zmniejszyła się o połowę.
Dzwonek na trzech komórkach wrocławskich boromeuszek (aż trzech – by w żaden sposób dziecka nie przegapić) odzywa się kilkakrotnie w ciągu doby, także w nocy. Za każdym razem dyżurujące siostry odrywają się od aktualnego zajęcia, w nocy – wstają z łóżka
– by zajrzeć do oddalonego o kilkadziesiąt metrów okna życia. Bywa, że znajdują w nim druty i butelki. Raz znalazły nastolatkę – którą koledzy wepchnęli do środka, nie wiedząc, że po zamknięciu okno automatycznie się blokuje. Dziewięć razy w ciągu sześciu lat alarm był uzasadniony.
Mama anonimowa
Dziecko przebywa u sióstr zaledwie 15-30 minut do momentu przyjazdu pogotowia.– Dokonujemy pierwszej prostej diagnozy: czy jest różowe, czy fioletowe z zimna, silne czy wątłe, czy płacze, czy zostawiono przy nim list lub inne rzeczy – s. Ewa Jędrzejak, współodpowiedzialna za okno życia, przekłada kartki w segregatorze, pokazując poszczególnie wpisy. – Zdarzały się nam dzieci, które były ubrane w nowe ciuszki, i takie, których ubranka pochodziły bodajże z dziesiątego recyclingu i były np. przesiąknięte papierosami. W takim wypadku myłyśmy je i przebierałyśmy.
Przy Krystianie mama zostawiła kartkę z informacją o zleconych na porodówce kontrolach: ortopedycznej i słuchu, przy Patrycji – kartkę z jej imieniem, przy Roksance – list wyrażający nadzieję, że jest zdrowa mimo domowego pośladkowego porodu. – Ani u nas, ani w innych oknach życia, mamy nie ujawniły swojej tożsamości – dodaje s. Dorota. – Z wyjątkiem Legnicy, gdzie kilka lat temu mama pozostawiła przy dziecku książeczkę zdrowia.
[...]