Inny wątek to obyczajowy libertarianizm lewicy, zwłaszcza jeśli chodzi o etykę seksualną i politykę tożsamości. Związał się on nierozerwalnie z szerokim aktywizmem rządowym, szczególnie w wysiłkach zmierzających do wyegzekwowania nowej moralności seksualnej w każdym aspekcie życia publicznego, społecznego, a nawet prywatnego, w tym rodzin i kościołów. Chociaż niektórzy uważają, że demokraci przegrali wybory prezydenckie po części z powodu ich „nieliberalnego liberalizmu”, lewica nie okazuje żadnych oznak umiarkowania w swoim ideologicznym zapale i poparciu dla rewolucji seksualnej. Podsumowując, ostatnie wybory ukazały bankructwo libertarianizmu w wymiarze gospodarczym i społeczno-obyczajowym, ale pewne skrajne elity w obu partiach nadal wyznają warianty libertariańskiej doktryny.
Z Pana perspektywy, jakie kwestie powinny mieć priorytetowy charakter w pierwszym roku prezydentury?
Chciałbym zobaczyć obiecane inwestycje infrastrukturalne, jako przedsięwzięcia, które mogą tworzyć wiele nowych, dobrych miejsc pracy w całym kraju oraz jako inwestycja lokalnej gospodarki. Obejmowałoby to nie tylko zwykłe wydatki na autostrady, ale również poważne inwestycje w usprawnienie kolei, szczególnie w otoczeniu miast, które zaczynają odczuwać pewne odprężenie po dziesięcioleciach kryzysu. Co ciekawe, republikanie na ogół są przeciwni tej obietnicy z kampanii, ale może ona znaleźć poparcie wśród wielu demokratów, co sugeruje, że być może powstanie koalicja wokół tej sprawy. Jeśli chodzi o dekrety prezydenckie, myślę, że korzystnym, a także zwycięskim dla prezydenta Trumpa posunięciem politycznym, byłoby przeniesienie kilku agencji z Waszyngtonu do mniejszych, mniej zamożnych miast na Środkowym Zachodzie i na Południu. Taki ruch przyniósłby korzyści w postaci zatrudnienia i aktywności gospodarczej. Dla większości ludzi spoza Waszyngtonu stolica stała się zbyt bogata i zbyt dużą „bańką”, a dla republiki zawsze istnieje zagrożenie, gdy zbyt wiele bogactwa narodowego, jak również elity, skoncentrowane są w jednym miejscu. Chciałbym widzieć również działania mające na celu ochronę wolności religijnej na poziomie legislacji, ale nie oczekuję, że prezydent lub główny nurt Partii Republikańskiej będą realizować tę agendę, z obawy przed oskarżeniami o bigoterię lub nietolerancję.
Wielu konserwatystów i tradycjonalistów dostrzega zarówno słuszność, jak i powody do krytyki diagnozy stawianej przez ruch Alternatywnej Prawicy w USA. Z jednej strony nie ma wątpliwości, że lewica w Ameryce lubuje się w demonizowaniu białych Amerykanów, z drugiej jednak – czy rozwiązania Alt-Right są całkowicie słuszne? Czy mamy do czynienia z wojną rasową, czy raczej wojną liberałów przeciwko wszelkim oznakom chrześcijańskiej i zachodniej cywilizacji w USA?
Nie wydaje mi się, aby Alt-Right był większym lub bardziej wpływowym ruchem politycznym niż dotychczas. Co jest oczywiste, to to, że uwaga mediów znacznie skoncentrowała się na tym środowisku. Obawiam się, że poprzez ukazywanie wszystkich (lub większości) zwolenników Trumpa jako zasadniczo motywowanych przez względy rasowe, lewica może piętnować ich jako rasistów, a przedstawiane przez nich postulaty jako niegodne dyskusji. Mając to na uwadze, nie zdziwiłbym się, gdyby fenomen Alt-Right rósł w siłę, szczególnie że polityka tożsamościowa pozostaje sprawą podstawową dla lewicy. Fenomen Alt-Right wydaje się tak samo trybalistyczny i zasadniczo antychrześcijański, jak jego lewicowy konkurent. Chrześcijaństwo było pierwszą religią na świecie, która wykroczyła poza rasowe, etniczne i narodowe granice (choć jednocześnie będąc niezwykle delikatną w popieraniu lokalnych form chrześcijańskiej kultury) i o ile amerykańska polityka zmierza ku formie trybalistycznej opartej na rasie, o tyle możemy rzeczywiście skonkludować, że Ameryka stała się narodem postchrześcijańskim.
Jest Pan znany ze swojej krytyki zbyt optymistycznej interpretacji zasad leżących u podstaw powstania państwa amerykańskiego. Wielu konserwatystów stawia dziś znak równości między „prawem naturalnym”, bronionym przez ojców założycieli, a klasycznym rozumieniem tego pojęcia. Jeśli dobrze odczytuję stawiane przez Pana tezy, twierdzi Pan, że prawo naturalne epoki rewolucyjnej nie było prawem naturalnym św. Tomasza z Akwinu i Arystotelesa. Czy mógłby Pan rozwinąć ten wątek?
Poprawna odpowiedź na to pytanie wymagałaby długiej rozprawy. Wystarczy nadmienić, że liberalizm tworzył przedliberalne idee i praktyki nie zawsze poprzez odrzucenie podstawowych, klasycznych i chrześcijańskich zasad, lecz również „kolonizując” takie kluczowe pojęcia, jak: „wolność”, czy „prawo naturalne”. Gdy John Locke używał określenia „prawo natury” w celu opisania warunków i podstawowych reguł, które rządzą ludzkim życiem w ich określonym stanie, jego rozumienie tych praw było zupełnie inne niż rozumienie Cycerona, Augustyna czy Akwinaty. Główną różnicą było to, że tomistyczne prawo naturalne było pojmowane jako rządzące ludźmi w celu osiągnięcia ich summum bonum (najwyższe dobro) lub posługując się filozofią grecką: ich telos. Natomiast liberalizm lockeański (czy amerykański) opiera się na fundamentalnym odrzuceniu idei, że ludzkie życie ma w ogóle ów przypisany im telos, budowany jest na założeniu, że ludzie w znacznej mierze mają możność wykorzystania natury, aby osiągnąć własne preferencje i pragnienia.
Nic dziwnego, że liberalizm staje się reżimem, w którym nie tylko natura służy ludzkim zachciankom, lecz również natura ludzka staje przedmiotem naszej manipulacji. Rozwój rewolucji seksualnej jest jednym z owoców zmiany w rozumieniu tego, co określa się jako „prawo natury”.
(...)
Michał Krupa