Przesłanie artykułu jest ciekawe, lecz jednocześnie bardzo kontrowersyjne. Robienie z R. Reagana etatysty jest działaniem dziwnym, żeby nie powiedzieć karkołomnym. Zgoda, prezydent Reagan nie zrobił wszystkiego. Może nawet nie zrobił tyle, co mógł dla wolności gospodarczej w Stanach Zjednoczonych i w świecie. Niepotrzebnie np. jego rząd prowadził handlowe "przepychanki" z Japonią i innymi państwami, wprowadzał jakieś kwoty cukrowe itp. Rzeczywiście, Reagan nie zlikwidował departamentów ds. energii czy oświaty, stworzonych przez jego poprzedników. Mógł też pewnie 40. prezydent USA lepiej kontrolować wzrost wydatków państwa. Autor w swoich zarzutach wobec Reagana nie bierze jednak zupełnie pod uwagę sytuacji politycznej oraz atmosfery intelektualnej w Ameryce. Nie dostrzega też działań i decyzji prezydenta, które uznać trudno za elastyczne. Pamiętać trzeba, że sam wybór byłego gubernatora Kalifornii na prezydenta spotkał się z wrogim przyjęciem prasy amerykańskiej i innych środków przekazu tego kraju. Media amerykańskie, w większości liberalne (co w USA oznacza lewicowe i "postępowe") zdecydowanie potępiały politykę gospodarczą prezydenta, i to bynajmniej nie z powodów, o których pisze p. Machaj. Wrogość (słynne powiedzenie o "reaganomice") wywołało już to, że prezydentem został kandydat, który głosił w czasie kampanii wyborczej potrzebę obniżenia podatków, zmniejszenia prerogatyw rządu i jego wydatków, postawienia na indywidualną przedsiębiorczość Amerykanów itp. I nie tylko mówił. Toż to w pierwszym dniu swojej kadencji Reagan zakazał zatrudniania nowych pracowników w instytucjach podległych rządowi. Na początku rządów zniósł kontrolę cen ropy naftowej produkowanej w USA. Zachęciło to firmy naftowe do poszukiwania i eksploatacji tego surowca w samej Ameryce. Osłabiło jednocześnie siłę polityki naftowej OPEC-u. Reagan także zlikwidował rządowe programy badawcze nad tzw. syntetyczną benzyną, które to programy były praktycznie wyrzucaniem publicznych pieniędzy w błoto.
Drugą podstawową przyczyną amerykańskiego deficytu w latach osiemdziesiątych była konieczność płacenia wysokich odsetek od pożyczonych przez rząd pieniędzy. Wysokie stopy procentowe sięgające poziomu ponad 15% wynikały zaś z konieczności uporania się z dużą inflacją, jaką pozostawił po sobie poprzednik Reagana ? J. Carter.
Kolejny zarzut postawiony przez Mateusza Machaja też jest przesadzony. Jednak za kadencji Reagana obniżono podatki. Zamiast kilkunastu progów federalnego podatku dochodowego, dochodzących nawet do poziomu 70%, stworzono dwa, na poziomie nie wyższym niż 30%. Same kwoty progów podniesiono. Wprowadzono równocześnie zasadę waloryzowania kwoty dochodu, od której nalicza się podatek o poziom inflacji. W latach siedemdziesiątych ? latach wysokiego wzrostu cen, progi podatkowe były zamrożone, co szczególnie za rządów Cartera doprowadziło Amerykanów do płacenia realnie coraz większych podatków ("dywidenda inflacyjna"). Zmiany podatkowe wprowadził prezydent Reagan, mimo że w Kongresie dominowali lewicowi demokraci. Nawet początkowa większość republikańska w Senacie nie dawała prezydentowi komfortu. Część republikanów było krytykami obniżki podatków. Oskarżanie R. Reagana o zachowanie w całości państwa socjalnego też jest trochę chybione. Jego rząd przeforsował przecież likwidację lub ograniczenie kilkudziesięciu programów państwa w dziedzinie tzw. polityki społecznej. R. Reagan torpedował również (veto) częste próby demokratów podniesienia płacy minimalnej. Takie działanie prezydenta było częścią strategii na rzecz zmniejszenia bezrobocia w USA. Podobną postawą blokowania podnoszenia płacy minimalnej przez rząd wykazywał się zresztą także następca Reagana ? G. Busch sr.
Na koniec chciałbym wyrazić życzenie, aby i w naszym kraju chociaż przez kilka lat porządzili tacy "przeciwnicy" wolnego rynku jak Ronald Reagan. Pewnie Polska nie znajdowałaby się w tak opłakanym stanie, jak obecnie, po latach rządów SLD czy tzw. prawicy.
Panu Machajowi życzę następnych interesujących artykułów.
Z wyrazami szacunku dla całej Redakcji
(nazwisko i adres znane redakcji)