Teoretycy i praktycy totalitaryzmu ? Lenin, Goebbels czy Mao ? doskonale widzieli, że polityczny sukces zależy od wygrania bitwy w sferze języka. Jeśli masy zaakceptują podsunięte im określenia i zwroty, zwycięstwo jest już na wyciągnięcie ręki. Ludzie, którzy bogatych chłopów będą nazywać kułakami, przedsiębiorców wyzyskiwaczami, a księży czarną reakcją, automatycznie stają się sojusznikami. Słowa bowiem nie tylko odbijają rzeczywistość ? one również ją kształtują. Jeśli więc wystarczająco długo i systematycznie nazywać się będzie czarne białym, a psa kotem, istnieje duże prawdopodobieństwo, że lud, niekoniecznie ?ciemny?, po pewnym czasie to kupi i zacznie ?widzieć? świat tak, jak mu się każe.
Zakończyliśmy kolejny rok. W Polsce był to czas obfitości afer i skandali, do których już, niestety, przyzwyczailiśmy się. Równocześnie byl to rok, w którym pogłębił się permanentny kryzys państwa. Nie znaleziono rozwiązania katastrofalnego stanu lecznictwa, górnictwa, kolejnictwa, by wymienić tylko kilka sztandarowych gordyjskich węzłów. Władza "fachowców" i "profesjonalistów" udowodniła, że jedyną jej metodą rozwiązywania problemów jest ich odkładanie na przyszłość i zadłużanie następnych pokoleń.
Federacja Młodych Unii Pracy zaapelowała do Ministerstwa Finansów o obowiązkowe wprowadzenie kas fiskalnych w instytucjach kościelnych (np. w każdej zakrystii, by kolekta mogła być ewidencjonowana)
Tym razem na pytania redakcji odpowiada Stanisław Wojtera.
W "Rzeczpospolitej" (nr 259/2003) Marcin Król pomstuje (i bezpardonowo postponuje) na głosy znaczącej części polskich komentatorów politycznych, którzy wyrażają obawy przed możliwym zdominowaniem struktur Unii Europejskiej przez oś francusko-niemiecką. Król uznaje takie przestrogi za "czystą komedię", albowiem, jak zapytuje retorycznie, któż, jak nie Francja oraz Niemcy miałby rządzić w instytucjach wspólnotowych? No tak, po referendum wreszcie można pisać szczerze. Stary Liberał z pewną taką nieśmiałością poważa się jednak na postawienie niewielkiej i skromnej wątpliwości: a cóż to się stało z interesem paneuropejskim, ze wspólnym dobrem mieszkańców kontynentu, z podmiotową rolą Polski w nowej globalnej architekturze geopolitycznej, z równoprawnym usytuowaniem wszystkich państw w obrębie UE i resztą tego uroczego prointegracyjnego ecie-pecie, którym namiętnie karmiono złaknionych Europy obywateli przed czerwcowym głosowaniem powszechnym?
Przedrukowujemy informację zamieszczoną na stronie internetowej "Inne Strony Integracji". To niezwykle interesujące internetowe czasopismo prezentuje wiele informacji dotyczących wejścia Polski do Unii Europejskiej, które nie mają szans ukazać się w prasie mainstreamu.
Nie od rzeczy będzie zwrócić uwagę, że opisane poniżej praktyki inwigilacyjne i restrykcyjne bliskie są tym, które znamy dobrze z niedawnej komunistycznej przeszłości. Charakterystyczne, że ci, którzy z zajadłością tropili i tępili niegdyś wszelką nieprawomyślność, powrócili do źródeł: robią to znowu ? ale tym razem ideałem jest nie światowy komunizm, a Unia Europejska.
Czy jednak haniebne metody i ci sami de facto wykonawcy nie świadczą jak najgorzej o wytyczonym celu? Czy można dochodzić do prawdy, zamykając usta krytykom, a uszy słuchaczom? Czy jest jakaś kategoria informacji o Unii, która nie powinna dotrzeć do potencjalnych jej obywateli? A jeśli nawet uznać ich niewiarygodność, czy nie lepiej obalić je w otwartej dyskusji, niż krępować wolność słowa? Sądzimy, że pytania te powinni sobie zadać również uczciwi i rozumni euroentuzjaści.
luty
Posłowie obecnej kadencji Sejmu w ciągu 26 miesięcy urzędowania wprowadzili w życie 480 ustaw (15 140 stron Dziennika Ustaw).
Tym razem na pytania redakcji odpowiada Waldemar Łysiak.
Najwyższy Czas (nr 50/2003) przedrukowuje fragment tekstu z bliżej mi nieznanego miesięcznika "Charaktery", poświęconego nieskazitelnej postaci redaktora naczelnego Gazety Wyborczej: "Adam Michnik to niezwykła inteligencja.
Wychodząca od 2001 roku |