Na rozgrzanym przez tropikalne słońce czerwonym kamieniu wygrzewa się upstrzona w zielonkawo-tęczowe desenie, "jararaka". Wąż nie reaguje na warkot silnika samochodu ani nawet na szelest trawy poruszanej krokami ludzi. Jest zbyt leniwy, może zbyt pewny siebie, czuje bowiem, że tutaj nic mu nie zagraża. Na porośniętych trawą, zgubionych wśród gęstych krzewów dzikiej "yerba", ruinach miasta Santa Ana on jest od lat królem. A przecież zaledwie cztery wieki temu tętnił tutaj życiem pierwszy w dziejach ludzkości imponujący dynamiką i rozmachem niezwykły organizm państwowy; niezwykły, bowiem jego obywatele otrzymywali "wszystko wedle potrzeb...".